Wynika z tego, że na Węgrzech, wydawcy są jeszcze większymi kapitalistycznymi zdziercami niż nasi
Jak to możliwe, że u nas, pojedynczy podręcznik potrafi kosztować 70-80 zł?
Dlaczego ostatnio był taki "krzyk" wydawców z powodu nowych, jednolitych podręczników dla klas I-III szkoły podstawowej?
Przecież chodzi o wyrwanie jak największej kasy z przeciętnego obywatela. Najbardziej bulwersują mnie, np. takie przykłady, jak podałem powyżej, a przecież chodzi o edukację dzieci
Od końcowych lat szkoły podstawowej miałem "świra" na punkcie książek.
W szkole średniej (przełom lat 70 i 80 ub. w.) , żyjąc z kieszonkowego i jakichś okazyjnych prac rolniczych, stać mnie było na to, by co parę miesięcy pojechać pociągiem do Warszawy do byłej Księgarni Naukowej w Pałacu Kultury lub Centralnej Księgarni Rolniczej na Pl. Dąbrowskiego i nakupić tyle książek, że miałem problemy, aby je dotargać na niedaleki Dworzec Centralny.
Nie jestem za "komuną", ale np. w takich przypadkach, aż się "łezka w oku kręci"