W tym roku uczestniczyłam w dziesiątym, jubileuszowym Zempleńskim Festiwalu Grzybowym. Aura nie rozpieszczała Węgrów. Upalna wiosna trwająca od połowy marca, głoadko przeszła w upalne lato. Do tego susza. Deszcz spadł mniej więcej 10 dni przed festiwalem. Cóż z tego, skoro padało przez mniej więcej dwie godziny i do tego niezbyt intensywnie. W stosunku do potrzeb, to tyle, co kot napłakał. Owszem, drzewa nie uschły, ale grzyby są rzadkością. W ramach wypraw udałam się na znane mi mokradło. Przeszłam suchą nogą, nawet nie odcisnęłam śladów butów. Spotkałam chmarę wygłodniałych komarów i małe, pomarańczowoczerwne miseczki.
Wystawa była uboższa niż w poprzednich latach. Na stole pinpongowym pozostało sporo wolnego miejsca.
Podobnie z okazami zgłaszanynmi do konkursu na najpiękniejszy okaz. Zwykle zajmowały dwa stoły... Tym razem zmieściły się na jednym i jeszcze pozostał luz.
Najciekawszym znaleziskiem były dla mnie grzyby rosnące na kości. Spodziewałabym się raczej jakijś gałęzi
W sobotę, poza zdjęciami wspomnieniowymi ze wszystkich festiwali, odbyła się uroczysta kolacja z szampanem i tortem.
Pozostałe zdjęcia w galerii
http://galeria.grzybiarze.eu/albumy/Barbara-Piech/Wyprawy/X-Zemple-ski-Festiwal-Grzyb-w?page=1