Rozpoczęcie sezonu 2014 widziane moimi oczami.Muszynka - maleńka wioska w powiecie nowosądeckim , 8 km od Krynicy Zdroju.
Stareńka, greckokatolicka cerkiew z bogatym, przepięknym ikonostasem oraz okopy konfederatów barskich, to jej historyczne "atrakcje".
Tu przyszło nam, grzybiarzom, rozpocząć tegoroczny sezon. A rozpoczęliśmy go pośród miłych rozmów, gromkich wybuchów śmiechu i wielkiego obżarstwa. Ale po kolei.
Tym razem mój srebrzysty rumak zatrzymał się na popas w Krakowie, pod blokiem Bubu. Stąd zostałyśmy przejęte przez Baśkę i przejętą już wcześniej Melę. Baśka i Mela wzięły tyle bagażu, jakby miały przez te cztery dni spacerować po deptaku w Ciechocinku lub Krupówkach w Zakopanem. Ale na szczęście mój mały jamniczek i bagaż Bubu jakoś się zmieściły. Już nie wspomnę o tym, że Baśka część swoich bagaży dała do przewiezienia Panu K., a z powrotem Waldkowi. Szaleństwo!
Sorry Baśka, już nie będę na Ciebie skarżyła.
Ośrodek, który zasiedliliśmy, miał wszystko co potrzeba. Wygodne pokoje z łazienkami, kuchnię w pełni wyposażoną, jadalnię, pokój kominkowy, grill ogrodowy, huśtawki, trampolinę i piękne widoki z okien.
Głównym grillowym był Pan K. Andrzej, dzięki za pyszne kiełbaski, grzanki i inne smakołyki.
Proponuję, żeby następnym razem zastąpili Cię Waldek i Bynio. Ty odpoczniesz, a Oni się wykażą.
Rysiek, nie ciesz się, na Ciebie też przyjdzie pora.
Wszystkich uczestników naszej wyprawy, oprócz Ani, Ewy i Bynia już znałam.
Aniu, zanim poznałam Cię osobiście, miałam dla Ciebie całe pokłady sympatii i nie rozczarowałam się.
Ewa, masz zniewalający uśmiech i razem z Anią tworzycie radosny duet.
Byniu, poznanie Ciebie było dla mnie wielką przyjemnością.
Jak przystało na rasowych grzybiarzy, zwiedziliśmy okoliczne lasy. Ilość jadalniaków nie była porażająca, ale wystarczyło na solidną kolację dla 20 osób.
Ronka znalazła swoje upragnione borowiki ceglastopore ( których u Niej nie uświadczysz ) i w stanie wysuszonym zawiozła je do domu.
Wynalazki dostarczyły wiele radości Ani i Waldkowi. Wszystko uwiecznili na zdjęciach.
Pogoda nam dopisała. Kilka kropel deszczu nie było dla nas problemem.
Wszak zbieranie grzybów to dla nas rytuał. Możemy zrezygnować z wielu przyjemności ale gdyby przyszło nam przeżyć rok bez wyprawy do lasu, to tak, jakby ubyło nam coś z pełni życia.
I nie jest ważne, czy znamy nazwę pięciu czy pięćdziesięciu grzybów, czy umiemy nazwać wszystkie drzewa i ptaki. Ważne, że umiemy patrzeć i słuchać. Dostrzegać wspaniałość tego, co nas otacza. Nie musimy przecież znać nazwy motyla, aby cieszyć się jego pięknem.
Cóż jeszcze prawdziwemu grzybiarzowi potrzeba do szczęścia? Towarzystwo innych grzybiarzy. Bo któż tak dobrze człowieka zrozumie?
I tego mieliśmy pod dostatkiem.
Przy pełnym stole, do póżnej nocy toczyły się radosne rozmowy. Przywiezionych przysmaków starczyło nam na wszystkie śniadania i kolacje. O obiady zatroszczyli się nasi gospodarze.
Apetyty i humory dopisały. Było super. Dziękuję wszystkim - za wszystko.
Przyszedł jednak czas powrotu do domu. Ale co tam! Już dziś zaczynam odliczać czas do następnego spotkania.
A więc - do zobaczenia!