Festiwal trwał oficjalnie od czwartku do niedzieli, jednak kilka osób zostało do dzisiaj, czyli do poniedziałku. Pogoda dopisała, było bardzo ciepło, ale na szczęście nie tak upalnie jak w zeszłym roku; w nocy temperatura znacznie spadała co pozwalało odpocząć ludziom i ostygnąć budynkom. Program został trochę zmodyfikowany. Oprócz tradycyjnych już punktów jak wystawa grzybów i konkurs na najpiękniejszy okaz lub kompozycję, zawierał zwiedzanie okolicy. Tak więc w piątek spora grupa pojechała zwiedzać muzeum Franciszka Kazinczyego w Sátoraljaújhely i wystawę interaktywną Przewodnik leśnych wędrówek; zaś w niedzielę (już w mniejszej grupie) zwiedziliśmy zamek Füzér.
Oczywiście grzyby dominowały. Wystawa była duża, z każdego spaceru wszyscy coś przynosili. Zbiory koszykowe też bywały imponujące. Wymienialiśmy się doświadczeniami, rozpoznawaliśmy gatunki. Wieczorami słuchaliśmy wykładów. Już tytuły były intrygujące. Pierwszy z nich: Brak kapelusza, brak trzonu… Pomówimy o tym? – rok ssaków – okazał się bogato ilustrowaną prezentacją występujących w okolicy gatunków nietoperzy. Cyfrowy nóż grzybiarza – dotyczył sposobu obróbki, zapisywania i wyszukiwania zdjęć w bogatej pamięci komputera. Organizmy w ciągu roku – prezentował różne gatunki rzadkich roślin i zwierząt charakterystycznych dla okolicy. Z czego będzie… duży grzyb? – jak zmieniają się grzyby wielkoowocnikowe w kolejnych fazach rozwoju gatunkowego – to był gwóźdź programu. Prezentacja każdego gatunku zaczynała się od zgadywanki. Prowadzący pokazywał zdjęcie i trzeba było rozpoznać co z tego wyrośnie. Kto pierwszy podał węgierską nazwę, dostawał punkt. Zwycięzca dostał koszulkę. Mnie się udało zdobyć tylko jeden punkt; poległam na węgierskich nazwach. W łacińskich miałam jeszcze kilka trafień. W każdym razie zabawa była przednia, kolejne zdjęcia pokazywały kolejne fazy rozwoju tego samego owocnika (!) aż do fazy zejściowej.
W części rozrywkowej znalazły się tańce, rozmowy na tematy bardzo różne, degustacja win, smażenie placków ziemniaczanych, gotowanie w kociołku, pieczenie słoniny, żarty, śmiechy i nie wiadomo co jeszcze. Już czekam na przyszłoroczne spotkanie.
Galeria zdjęć:
Baśka