Aparat i zapasowa karta pamięci już są w plecaku
Mam wielką nadzieję na wypoczynek, choć różnie może być... Mimo wypoczynku zamierzam wprawiać się w węgierskim
W listopadzie uwierzyłam, że będę mówić; w czerwcu rozumiałam prawie wszystko co do mnie mówią i byłam w stanie się dogadać z przypadkową osobą na ulicy; w ogóle to "dogadywanie się" jakoś lepiej szło w czerwcu niż w listopadzie... Czyżby pół roku nauki dawało efekt?!
Trudności obiektywne są:
a) cała rodzina Mariki mówi w językach słowiańskich
b) Węgrzy są uprzejmi, więc jak kto umie po angielsku, niemiecku albo rosyjsku... (niestety ja też potrafię
)
c) zanim ja się po węgiersku wygadam - większość rozmówców traci cierpliwość (wytrzymują tylko Valika i Janos)
d) nie rozumiem, kiedy mówią zbyt szybko (Valika rozumie, że trzeba do mnie powoli i dużymi drukowanymi. Ostatnio odnotowałam sukces, bo Noemi nadawała do Mariki w normalnym tempie - a jednak rozumiałam co mówi. Oczywiście, zanim się wykokosiłam z odpowiedzią, Noemi przeszła płynnie na angielski...)
Tak więc... no cóż. Mimo wszystko liczę na podszkolenie węgierskiego