Rysiek, ponieważ ciągle jeszcze nie wiem czy będę miał wolne na czas uczestnictwa w rozpoczęciu sezonu, to ew. zamówiłbym jeden przyrząd, a jak by nie było mi dane być w Czarnieckiej Górce, to przelałbym Ci należność na konto + koszt przesyłki, a wtedy Ty wsadził byś "ustrojstwo" w kopertę i mi wysłał?
W sumie od kwietnia (ze względów czasowych) miałem dwa poważniejsze, kilkugodzinne wyjścia w teren. Ponieważ u mnie pobyt w terenie to w znacznej części buszowanie na czworaka po chaszczach to zliczyłem już 3 "wpite" kleszcze.
Ostatnio parę dni temu, oprócz jednego "wpitego" w pośladek miałem jednego siedzącego mi na klatce piersiowej. Ponieważ miałem do przejrzenia książkę, to wspaniałomyślnie pozwoliłem mu na swobodne poruszanie się po moim ciele. Przez tą godzinę, ruszał się bardzo, bardzo niewiele po powierzchni parunastu centymetrów kwadratowych ciała. Po prostu ruszył kilka centymetrów, stawał nieruchomo na dłuższy czas i jakby "zastanawiał się", czy wpić cię w tym miejscu czy też nie
Powtarzał ten manewr kilka razy, aż w końcu wylądował w zlewozmywaku.
Czasami miałem też tak, że kleszcz wpijał się w ciało po ładnych kilku godzinach od powrotu z grzybowej wyprawy.