Miał być krótki opis - oto on:
Tak po prawdzie, miejsce wytypował Rysiek. Swoim zwyczajem przestudiował mapy i wynalazł kwaterę. Ja się z gospodynią dogadywałam przez telefon. A kwatera jest godna polecenia. Obiekt jest bardzo zadbany, myślałam, że świeżo oddany do użytku - okazało się, że działa już 5 lat. Lokalizacja nad leśnym potoczkiem i wśród drzew też jest rewelacyjna. Dosłownie kilka kroków i już jest się w lesie. Dla nas wprost idealnie. Spodobało nam się tak, że od razu zarezerwowaliśmy na rozpoczęcie sezonu.
Ale wracam do spotkania. W sobotę poszliśmy na wyprawę poszukiwawczą. Pogoda była idealna na wycieczkę - przyjemnie ciepło, chwilami lekki wiatr. Nie za ciepło, ani nie za zimno - akurat w sam raz. Spotkaliśmy kilka stanowisk piestrzenicy kasztanowatej, kilka miejsc ewidentnie smardzowych ale pustych, widzieliśmy też trochę smardzów. Najpiękniejszym eksponatem okazało się poroże jelenia. Jak nam policzył gospodarz, byk, który je zrzucił liczył 6 lat. Poroże stało się gwiazdą wieczoru i natchnieniem do rozmaitych żartów. O naszą kondycję dbał Antoś, który wciągał nas w grę w piłkę, albo odbijanie balonu.
Wieczorne pogawędki dotyczyły różnych tematów, tym razem dominowały informacje na temat hodowli kóz. Gospodyni ma w tej dziedzinie doświadczenie i opowiadała o przygodach związanych ze swoim stadkiem.
W niedzielę od rana padał śnieg z deszczem. Wytrwalsi poszli się jeszcze przewietrzyć, reszta leżała do góry brzuchem. Spotkaliśmy się jeszcze w komplecie w porze obiadowej, pożartowaliśmy trochę i ruszyliśmy do domów.
Szkoda, że Waldkowi się nie udało dotrzeć, ale liczymy, że następnym razem już będzie.
Cieszę się, że Ronka się wybrała, bo miło było się spotkać.
Było bardzo sympatycznie i dziękuję wszystkim za udział.