Osobiście nie widzę sensu chronienia smardzy... są to grzyby zdecydowanie nie rzadkie. Podoba mi się propozycja dopuszczenia ich zbierania.
Są liczne lokalnie. Ja ich np. nie spotykam w ogóle. A Ty je zbierasz w PL?
Hudy, zdecydowanie powinieneś się przeprowadzić. Polecam Śląsk. Tak smardzowatych jest zatrzęsienie
Jeszcze jeden wątek. Jeśli nawet przeciętny Kowalski nauczy się rozpoznawać dużą część grzybów chronionych to jednak nie wierzę by skusił się na rozpoznawanie porostów. Mamy ich więc nie chronić?
Dobre pytanie. Z jednej strony odpowiedź jest oczywista. Tak, należy objąć porosty ochroną (oczywiście konkretne gatunki a nie wszystkie
), bo są rzadkie. Z innej strony, może warto się zastanowić przed czym bądź przed kim mielibyśmy je chronić. Przed szarym Kowalskim, który łazi po lesie i szuka borowików? Uważam, że osoby spacerujące po lesie nie są żadnym zagrożeniem dla porostów, bo ich najzwyczajniej w świecie nie zauważają ani tym bardziej nie szukają. Ta sama zasada tyczy się grzybów, które nie są atrakcyjne kulinarnie. Skoro tak jest, to po co je chronić?
Przypomina mi się rezerwat "Kamienne kręgi" w Odrach, gdzie jest kilka niezwykle rzadkich gatunków porostów. Oczywiście gatunki te są prawnie chronione. W owym rezerwacie na każdym kroku podkreśla się, że te porosty są chronione, że nie wolno ich niszczyć, zrywać, dotykać czy krzywo na nie popatrzeć
Wspomina się też o karach, mandatach, ściganiu z urzędu, Policji itp. Wydaje się, że wszystko jest ok, bo mamy przedstawione co jest chronione i co grozi za łamanie przepisów. A jaka jest rzeczywistość? Dokładnie odwrotna. Porosty są nagminnie niszczone i wydłubywane przez turystów. Dlaczego? Bo każdy chce mieć coś niezwykle rzadkiego i niespotykanego. Taki mamy naród i żadna lista chronionych gatunków tego nie zmieni.
Podejrzewam, że w tym konkretnym przypadku, gdyby nie robiono takiego szumu wokół ochrony tych gatunków, to nawet pies z kulawą nogą by na nie nie spojrzał a porosty mogły by rosnąć spokojnie przez kolejne setki lat.
Znowu wracamy do punktu wyjścia, czyli edukacja, edukacja i jeszcze raz edukacja.
Wrócę jeszcze do tego co pisała Basia o ochronie na Węgrzech. Edukacja na znacznie wyższym poziomie i 33 gatunki pod ochroną. Jak to wygląda u nas? Edukacja kuleje na całej linii i jest propozycja umieszczenia na liście chronionych 256 gatunków! Przecież to jest nie realne, aby przeciętny, jesienny grzybiarz znał i umiał prawidłowo oznaczyć choćby 1/5 tej listy. Po co tworzyć przepisy, które z rzeczywistością nie mają nic wspólnego?